poniedziałek, 12 października 2015

Jak uszyć fascynator?

Po kwiatowych ozdobach do włosów, opisanych tu, pasujących do naszych granatowych sukienek, przyszedł czas na nowe ozdoby - fascynatory pasujące do zielono złotych strojów.
Tych też trzeba było zrobić około dwudziestu, i też powstawały na ostatnią chwilę, za to robione były w dużej grupie, więc to było jak impreza.
Potrzebowałyśmy filcowe kółeczko na bazę, wsuwki albo spinki, tiul w dwóch zbliżonych kolorach ale o innej grubości, materiał na wypełnienie środka, i piórka dla ładnego wykończenia.
Zrobienie jednej ozdoby zajęło w sumie niewiele czasu, ale zrobiłyśmy sobie małą linię produkcyjną, więc ciężko powiedzieć ile dokładnie.
Wycinamy filcowe (albo z innego materiału, byleby nie był zbyt cienki) kółko, do niego przyszywamy pomarszczony tiul, a potem więcej tiulu. Na koniec coś na środek i jakiś ozdobnik (u nas było to piórko)

Linia produkcyjna.
mróweczki przy pracy

  





niedziela, 15 lutego 2015

Jak przetrwać nauki przedmałżeńskie?

Teoretycznie nauki przedmałżeńskie to bardzo dobry pomysł. Teoretycznie mają nas przygotować do samego sakramentu i zmusić do zastanowienia nad tym, co dla nas w małżeństwie ważne. Teoretycznie mają nas zmotywować do rozmów na tematy, jakich może wcześniej nie poruszaliśmy.
Gdzie będziemy mieszkać? Jaki często będziemy odwiedzać mamusię? Jak często mamusia będzie odwiedzać nas? Jak będziemy rozwiązywać konflikty? Czy chcemy mieć dzieci? Ile? Kiedy? Jak będziemy zarządzać pieniędzmi? Jak będziemy spędzać wakacje? Ile czasu będziemy poświęcać na zainteresowania, których nie dzielimy? Jak będziemy spędzać niedziele i święta? Itd.
Kiedy zna się drugą osobę, i planuje się z nią ślub, to, o ile nie jest to ślub dla kredytu czy zielonej karty, prawdopodobnie zna się już odpowiedzi na większość z takich pytań, ale nauki przedmałżeńskie mają nam pomóc w rozmowach na tematy, które dotyczą naszej przyszłości. Teoretycznie.

Niestety, często trzeba iść kilka razy na spotkanie i je po prostu odbębnić.
My trafiliśmy na skrzyżowanie lekcji religii z podstawówki i wykładu z podstaw komunikacji społecznej. Miałam kiedyś taki przedmiot, nie do końca pamiętam jak się nazywał, ale miła pani opowiadała nam jak m.in manipulować rozmówcą, żeby myślał, że interesuje cię to, co mówi. Dokładnie te same zasady przedstawiła nam równie miła i nawet bardziej entuzjastyczna pani na kursie: kiwaj głową i potakuj, powtarzaj to, co ktoś mówi, żeby wiedział, że rozumiesz... Mnie akurat szlag jasny trafia jak ktoś potakuje kiedy coś mówię, bo ciężko jest mi się skupić na tym, co mam do powiedzenia. Zawsze mam wtedy wrażenie, że ten ktoś mnie pogania: "no... no... tak... skończ już gadać...".
Była też prezentacja w powerpoincie, i niestety też nie była super. W zasadzie niewiele nowego się tam dowiedziałam i poza pierwszymi zajęciami, na które przyszedł sympatyczny młody ksiądz i mówił do rzeczy - większość kursu spędziłam przeglądając 9gaga.

A potem jest jeszcze poradnia małżeńska.
Ta przyjemność kosztowała nas 100zł, jak powiedziała pani - na materiały. Mimo, że nie chcieliśmy materiałów, ponieważ po pierwsze nie mamy cd romu, a większość materiałów była na płycie cd, a po drugie Paweł przeczytał instrukcję dołączoną do termometru, który był kluczowy w całej zabawie w poradnię i wyczytał tam, że jego dokładność jest 10x za mała, żeby mógł służyć do wykonywania niezbędnych pomiarów.
Pani w poradni powiedziała nam bardzo dużo na temat śluzu, kazała uzupełniać tabelkę i wrócić miesiąc później. Jako, że odmówiliśmy używania jej termometru używałam termometru rtęciowego, mogłam się więc poczuć jak prawdziwy złodupiec, w końcu rtęć nas zabije. Czy coś.

Istnieje takie coś jak weekendy dla zakochanych, którymi można zaliczyć taki kurs. Znajomi na takim byli i okazało się, że jeszcze istnieją ludzie, którym się chce i prowadzą to tak, że uczestnicy się cieszą. Prawdopodobnie jest to dobre rozwiązanie.

Benvenuto Tisi da Garofalo
Wesele w Kanie


poniedziałek, 9 lutego 2015

Jak zorganizować wesele (i nie zwariować)? cz.III - zaproszenia

Po pierwsze i najważniejsze, czy się to komuś podoba czy nie, w języku polskim nazwiska się odmienia. Jeśli ma się w rodzinie kogoś, kto obrazi się za użycie poprawnej polszczyzny na zaproszeniu i nie przyjdzie, cóż, trudno, zresztą kto chciałby takich przewrażliwionych ludzi na własnym ślubie?
Jeśli ktoś ma z tym problem (z akceptacją tego faktu i z samą odmianą) polecam wypowiedzi profesora Miodka i stronę, która jest brzydka jakby ją wyrwano z samych trzewi lat '90, ale za to może być pomocna

Po drugie należy wybrać treść zaproszeń, ta zależy mocno od naszych preferencji.
Można wybrać modne wierszyki, np taki:

Przybądź na wesele
i obsyp nas mamoną,
nieznany daleki krewny
zaproszony przez teściową.*

Albo też napisać wszystko wprost, np tak:

W związku z tym, że rodzice się uparli
serdecznie zapraszamy sz. p. na ślub i wesele.
Odbędzie się wtedy i wtedy tu i tu,
absencję można zgłaszać telefonicznie
lub zwyczajnie zignorować to zaproszenie.*

Po trzecie trzeba wybrać wzór zaproszenia i je zamówić. Można znaleźć je w internetach i spersonalizować trochę, albo spersonalizować bardzo i znaleźć kogoś, kto zaprojektuje je specjalnie dla nas. My na szczęście wiedzieliśmy kogo poprosić.
Zaproszenia i winietki, zaprojektowała dla nas Karolina.
Najpierw zrobiliśmy sobie zdjęcie, na którym wcale nie jesteśmy tacy piękni, a potem ona zadziałała i wyczarowała nam takie o

Zaproszenia

Ja mam na sobie stój do tańca a Paweł zbroję. Tacy jesteśmy wszechstronni, że ho ho. Chociaż pewnie większość rodziny, zwłaszcza ta dalsza, nie wiedziała o co chodzi, ale co tam, jak dotąd nikt nie narzekał.

Należy pamiętać, że organizowanie wesela jest jak sesja, dlatego dobrze jest znaleźć sobie jakieś ciekawe zajęcie zastępcze, np mycie wc albo segregowanie klamerek do bielizny wg kolorów.

*Tak naprawdę cieszymy się ze wszystkich gości i nie zapraszaliśmy nikogo tylko dlatego, że tak wypada. Naprawdę.